Czasami wydaje się, że właściciel jakiejś popularnej marki, np. Star Wars czy DC, ma na wyciągnięcie ręki receptę jak sprawić przyjemność swoim fanom — problem w tym, że nie zawsze po nią sięga.

Przygotowałem zatem kilka przykładów, jak w prosty sposób rozpieścić fanów rozmaitych marek, fandomów i uniwersów — a dzięki wsparciu Virgin Mobile, która to firma jest patronem tego wpisu i której myślą przewodnią jest hasło „Daj się rozpieścić”, mam również możliwość rozpieszczenia Was.

Tak, tak, mówię o Tobie. Doczytaj do końca tekstu, a się przekonasz.

Osobiście sam czuję się fanem wielu różnych uniwersów filmowych, komiksowych i tak dalej. Nie powiedziałbym, że należę do jakiegoś fandomu (to mi się zwykle kojarzy z najdziwniejszymi zakątkami tumblra), ale oczywiście zdarza mi się przykładać zdecydowanie zbyt dużą wagę to pozornie nieistotnych pierdół w rodzaju tego co głupiego wymyślił scenarzysta oglądanego przeze mnie serialu albo co z daną marką wyrabia jej właściciel. Ba, każdy kto toczył internetową wojenkę który Doktor z Doctor Who jest lepszy albo dlaczego i czy Marvel ściąga wszystko z DC (albo odwrotnie), pewnie doskonale wie, o co chodzi.

I jako zaangażowany fan, oczywiście jestem przekonany, że wiedziałbym lepiej co z takim fikcyjnym światem zrobić, by wszyscy byli zadowoleni. A w najgorszym razie bym to ja był zadowolony. Dlatego też pozwólcie, że przedstawię swoje recepty jak rozpieścić fanów Star Wars, Doctor Who i jeszcze paru innych bardzo popularnych marek.

Star Wars

Jak rozpieścić fana Star Wars? Nie, wcale nie przywracając Expanded Universe. Póki co odchudzenie tego uniwersum wyszło całości na dobre, więc nie zapeszajmy. Osobiście cofnąłbym się nieco dalej i zahaczył mimo wszystko o temat tego, co dało początek temu całemu szaleństwu. Tak jest, mowa o oryginalnej trylogii. Wiecie co każdy fan przyjąłby z otwartymi ramionami? Gdyby Disney postanowił pewnego dnia wydać te trzy kultowe filmy w wersji oryginalnej, niezmodyfikowanej przy okazji kolejnych wydań przez George’a Lucasa.

I nawet nie chodzi tu o fakt, że Lucas w pewnym stopniu popsuł te filmy każąc Hanowi Solo robić dziwne wygibasy szyją albo dorzucając gdzie się da jakieś potworki w cgi. Oryginalna trylogia ma wręcz wartość historyczną — powinniśmy zwyczajnie mieć możliwość zobaczenia jej w takim kształcie, w jakim pojawiła się w kinach po raz pierwszy, choćby dla czystej ciekawości i walorów edukacyjnych. Zresztą, moim skromnym zdaniem w ogóle powinniśmy doświadczać filmów w takiej formie, w jakiej trafiły do kina, ze wszystkimi niedoskonałościami. Szczególnie, że tutaj akurat jest mowa o tak ważnej dla kina produkcji.

Make it happen, Disney. Całą robotę i tak już zrobili fani, sami wyszukując oryginalne sceny i fragmenty, by je złożyć do kupy i udostępnić innym zainteresowanym tematem (googlujcie Star Wars: Despecialized Edition). Jasne, oryginalna trylogia trafiła jako bonus na DVD w 2006 roku, ale jakość tamtego wydania pozostawiała wiele do życzenia.

Doctor Who

Dla wielu fanów prawdopodobnie najlepszą wieścią byłoby pożegnanie z obecnym showrunnerem, Stevenem Moffatem, ale cóż, to już odhaczone, odchodzi po sezonie 10. Choć ja i tak do najbardziej zajadłych krytyków Moffa nigdy nie należałem. Ale wydaje mi się, że jest inna rzecz, którą w sumie ciężko nazwać jakimś tam wielkim rozpieszczaniem — raczej minimum przyzwoitości ze strony BBC.

No bo nie wiem, może wymagam zbyt wiele, może rozleniwił mnie fakt, że w byle markecie z elektroniką znajdę jakieś tony pudełek DVD z najróżniejszymi serialami (w tym wieloma od BBC), ale miło by było, wiecie… mieć możliwość legalnego zakupienia ostatnich sezonów Doctor Who na DVD po polsku (o bluray nie wspominając). Swego czasu pojawiło się DVD z sezonem pierwszym (aktualnie niemal nie do dostania) oraz… pierwszą połową sezonu szóstego. Ten drugi zalega na półkach i sprzedaje się średnio – i to ponoć powstrzymuje dystrybutora przed wydaniem kolejnych płyt.

Serio? Wypuścili szósty sezon (na dodatek niecały) serialu, bez wsparcia jakąkolwiek reklamą i dziwią się, że mało kto to kupił? No nie może być. BBC, weź się ogarnij. Chcemy mieć możliwość legalnego oglądania Doktora, jest przecież 2016 rok.

Komiksy DC

Tutaj mamy przypadek bardzo pozytywny — bowiem od jakiegoś czasu DC Comics postanowiło odpowiedzieć na rozczarowanie fanów wieloma elementami New 52 i zaczęło powolny proces rekompensowania oraz naprawiania tego co popsuli (a ponoć w planach jest mały reboot – więcej w nowym Comic Weekly w ten weekend). Do uniwersum komiksowego powrócili bohaterowie, którzy gdzieś przy Flashpoincie (który zmodyfikował i częściowo zrestartował linię czasu) magicznie wyparowali, do tego postawiono na większą różnorodność szeregu tytułów, jakie są wydawane. Ba, oficjalnie wpisano do kanonu sytuację, w której wszystkie alternatywne światy jakie zagościły na łamach komiksów DC, dalej sobie gdzieś tam w multiwersum istnieją.

Wobec tego nie owijajmy w bawełnę — drogie DC, jeśli chcesz iść za ciosem i naprawdę rozpieścić fanów, skorzystaj z tego! Niech wrócą komiksy z bohaterami niezmodyfikowanymi przez New 52, niech wrócą tytuły o postaciach, których status wyglądał swego czasu zupełnie inaczej. Czas, by osieroceni fani dostali swoich ulubieńców, których losy czytali przez lata, a którzy zostali zmieceni pod dywan w New 52. Niech wrócą klasyczni Teen Titans, Oracle, Wally West i tak dalej. Jestem pewien, że czytelnicy będą zachwyceni. Szykujecie nową falę jedynek, więc to najlepsza okazja.

Assassin’s Creed

Fani tego uniwersum nie mogą póki co narzekać na książki czy komiksy z asasynami (te są w najgorszym razie poprawne), nie mogą też narzekać na film (bo jeszcze nie wyszedł, ale zapowiada się naprawdę nieźle), do tego sama marka cały czas się rozwija i coraz szerzej pojawia w formie choćby gadżetów, odzieży i tak dalej. Jedyne, do czego miłośnicy cichego mordowania ukrytym ostrzem mogą mieć uwagi to… gry.

Jak zatem Ubisoft mógłby rozpieścić fanów? Ano w bardzo prosty sposób — przestając wydawać nowe tytuły byle jak, byle szybko, a zamiast tego dając sobie trochę więcej czasu by wprowadzić serię na wyższy poziom. Wiecie, taki odpowiadający współczesnym grom — bo cykl zasadniczo dalej trzyma się rozwiązań rodem z Assassin’s Creed II. A to była zresztą bardzo dobra gra i w sumie tylko dlatego ktoś jeszcze kupuje jej kolejne sequele.

Fani Assassin’s Creed na pewno będą zachwyceni, że ich tytuł znowu będzie traktowany poważnie — zarówno przez samych developerów i wydawców, jak i przez samych graczy. Bo dziś, niezależnie od poziomu samych gier, cała seria stała się synonimem bylejakości i growej telenoweli oraz ekwiwalentem growego fast foodu (co zresztą ładnie podsumował jeden z moich komentujących). Ostatni dzwonek, by to zmienić.

Firefly

Zróbcie drugi sezon.

Serio, niczego więcej nie chcemy. Może odbywać się po latach, może ignorować Serenity, cokolwiek. Tylko zbierzcie tę obsadę jeszcze raz i wszyscy będziemy płakać z radości. Bardzo ładnie proszę.

X-Men

Fani X-Men nie mają łatwo, zaufajcie mi. Z jednej strony mamy bowiem całkiem poprawne filmy, ale umówmy się — Bryan Singer nie będzie już raczej w stanie pokazać czegokolwiek nowego i przydałaby się świeża krew w tym temacie. Ktoś taki, kto jak Matthew Vaughn przesunie trochę punkt ciężkości i zaprezentuje nowe podejście. Ale ja nie o tym, bo akturat tutaj nie ma jeszcze nad czym płakać.

Problem w tym, że sam Marvel powoli coraz bardziej ignoruje X-Men. Nie ma żadnej kreskówki by zachęcić do tematu dzieciaków, komiksy też póki co stoją raczej na przeciętnym poziomie (ba, główny story arc flagowej serii dotyczy tego, że mutanci powoli przegrywają z ewolucją i być może wymrą z powodu Terrigenu, tej mgły aktywującej supermoce u Inhumans), a Marvel raczej promuje w to miejsce inne marki — te, które może rozciągnąć sobie na parę różnych mediów. Nie jest tak, że Disney czy Marvel pozbędzie się mutantów bo nie ma praw do filmów, ale mimo wszystko trudno się dziwić, że woli w to miejsce kierować swoje zasoby gdzie indziej.

A szkoda, bo X-Men mają sporą i lojalną grupę fanów, wychowanych na starych filmach Singera, kreskówkach czy klasycznych, pełnych kieszonek i wielkich spluw komiksach z lat 90. Fanów, których nie byłoby znowu tak trudno rozpieścić — wystarczyłoby nie traktować serii komiksowych jak przykrą konieczność (przed Secret Wars parę serii dogorywało naprawdę boleśnie), zrobić jakąś kreskówkę dla młodszych widzów, którzy chętnie popatrzą na Wolverine’a w akcji (przecież nawet Hulk ma swój serial animowany), do tego nie bać się promować jednak nieco mocniej mutantów, którzy przecież od dawną są istotną częścią portfolio Marvela. Fox przecież odbierze Marvelowi przychodów tworząc filmy, wręcz przeciwnie — obie firmy mogą w ten sposób nakręcać swoje zyski.

Mass Effect

Kiedy gry z tego uniwersum były u szczytu swojej popularności, wydawało się, że jesteśmy u świtu powstania kolejnego popularnego, bardzo ciekawego uniwersum. BioWare udało się w formie 3 gier zaoferować odbiorcom wycinek wszechświata, który ma niesamowicie długą historię i jest równie niesamowicie bogaty. Aż chciałoby się zagłębić weń mocniej. Powstały zresztą książki, komiksy i tak dalej — wydawało się, ze to dopiero początek.

Aż potem przyszedł Mass Effect 3 ze swoim zakończeniem w stylu „wybierz bramkę numer…” i wszystko się posypało. Uniwersum w zasadzie umarło. Na nową grę czekamy już sto lat, a oprócz tego w temacie Mass Effect jest wyjątkowo cicho. A przecież fani dalej pamiętają tę markę, dalej wracają do gier i samo uniwersum ma przecież jeszcze masę miejsca do eksploracji — potrzebna jest tylko iskra, by na nowo rozpalić zainteresowanie.

Serio, EA, czy ktokolwiek, kto ma prawa do tej marki, to nie jest taki trudne. Wszechświata z taką historią i tyloma barwnymi rasami i planetami to przecież samograj, nic tylko tworzyć gry (akcji, rpg, jakiekolwiek) i zlecać tworzenie książek czy komiksów. Mass Effect mogło być Star Wars naszej generacji — niestety, coś poszło nie tak. Ale to wciąż jest do odratowania, fani czekają.

Sherlock

Cóż, tutaj wystarczyłyby nowe sezony częściej niż co pół wieku. Ja wiem, że aktorzy mają liczne zobowiązania, bo w międzyczasie ich renoma wystrzeliła w górę, ale wszyscy wiemy, że w kategorii „jak rozpieścić fanów”, w grę wchodzi tylko to. Bo odcinek w wiktoriańskiej Anglii już za nami.

Star Trek

Star Trek od zawsze był tym przedstawicielem nurtu science-fiction, który odróżniał się na tle konkurentów. Tutaj nigdy nie chodziło o pojedynki na jarzeniówki, efekciarskie sceny, wybuchy i zmniejszanie populacji agresywnie usposobionych kosmitów. No, pomijając obligatoryjne pięściarsko-zapaśnicze pojedynki Kirka. W Star Trek najważniejsza była eksploracja, docieranie tam gdzie jeszcze nie stanęła ludzka stopa i niesienie komunikatu pokoju i koegzystencji, a jednocześnie mówienie o ważnych sprawach i dylematach, ukrywając to pod przygodową fasadą.

Nic więc dziwnego, że gdy za temat zabrał się JJ Abrams i zrobił ze Star Treka ładnie opakowane, efektowne kino wyglądające jak… no, film Abramsa, a nie Star Trek, fani kręcili nosami. Ale przynajmniej marka wróciła do życia i zaczęła znowu obchodzić masową publikę. Okazało się jednak, że impetu starczyło na jeden film — kontynuacja rozczarowała, a nadchodzącaą częścią trzecią już chyba nikt się nawet nie interesuje. Jak więc w takiej sytuacji rozpieścić fanów Star Treka?

To proste — stworzyć nowy film lub serial, który jednak nie będzie próbował odświeżyć tej marki, nie będzie próbował zamienić jej w coś bardziej cool. Potrzebna jest produkcja, która wróci do korzeni, skupi się na eksploracji, tytułowej wędrówce, relacjach między postaciami i bardziej pokojowych metodach radzenia sobie z przeciwnościami niż dawanie sobie po mordzie. Mamy teraz klimat na nieco spokojniejsze, lekko urealnione science-fiction. Interstellar czy Marsjanin zebrały sporo pozytywnych opinii, więc wydaje się, że nieco mniej zorientowany na akcję Star Trek miałby szansę się udać.

Fallout

Tutaj może będę odosobniony, ale mam jedną propozycję — i jeśli dojdzie ona do skutku, to będzie znak, że moje życie jest kompletne i mogę umierać. Czy Bethesda (czy ktokolwiek inny — studio śmiało mogłoby zlecić to komuś innemu podczas gdy będą pracować nad kolejnym symulatorem chodzenia TES-em) mogły dać nam Fallouta, który byłby odrobinę, choć odrobinkę bliższy temu co znamy z dwóch pierwszych klasycznych serii? Jasne, te są dziś archaiczne, ale może jednak dałoby się zainkorporować pewne sprawdzone klasyczne rozwiązania w stylu porządnych, rozbudowanych dialogów, innej perspektywy (no niekoniecznie musi to być rzut izometryczny, byle nie FPP) i zmiany punktu ciężkości z radosnego strzelania niczym w shooterze czy budowania domków z blachy na coś bardziej erpegowego?

Niech to chociaż będzie eksperymentalny spin-off dla fanów, ale wydany pod marką Fallout i spójny z resztą tego samego uniwersum — wiem, wiem, jest niby Wasteland 2, ale to jednak nie to samo. I wiem, że wielu graczom odpowiada kierunek jaki nadała serii Bethesda, ale jestem też pewien, że mimo wszystko jest grupka graczy, która ciągle naiwnie liczy na mały powrót do korzeni.

♦ ♦ ♦

I to tyle moich propozycji — dajcie znać koniecznie, jakie marki czy który fandom jest najbliższy Waszemu sercu i w jaki sposób odpowiedzialni za niego ludzie mogliby Wasze fanowskie serduszka uszczęśliwić. A jeśli nie uda się im… to może ja dam radę.

Zrzut-ekranu-2016-01-21-03.59.33

Konkurs!

Virgin Mobile rzuciło mi wyzwanie, abym rozpieścił Was. 🙂 Zgodnie z hasłem „Daj się rozpieścić”, operator postanowił rozdawać 300MB transferu, 30 minut rozmów oraz 30 SMS-ów w ramach pakietu #FREEMIUM dokładnie za 0 zł (więcej informacji znajdziecie tutaj). Ale że rozpieszczanie jest najwyraźniej zaraźliwe, chcemy rozpieścić też Was, teraz, tutaj.

Bez-nazwy-2

Czym? Np. Apple Watchem. Towar luksusowy (na który mnie nawet nie stać), ewidentnie kwalifikujący się pod temat rozpieszczania. I trafi do kogoś z Was.

Ale że wszyscy jesteśmy tutaj fanami popkultury w rozmaitym wydaniu, wybrałem dla Was także:

  • Fallout Anthology (PC), czyli kompletna kolekcja gier z serii Fallout. Prawie kompletna, bo nie zawiera Fallouta 4. Poza tym jednak dostajecie całą resztę, od kultowych dwuwymiarowych odsłon po te kontrowersyjne trójwymiarowe. Wszystko zamknięte w formie gustownej bombki — i to nie choinkowej.
  • Kolekcja filmów Marvela — Faza 2. MCU, na bluray. Jest taka marka, której póki co całkiem nieźle wychodzi rozpieszczanie fanów — mowa oczywiście o filmowym uniwersum Marvela. Dlatego też mało który miłośnik tych filmów pogardzi pewnie kolekcją Fazy 2. MCU — macie tutaj wszystko: od Iron Mana 3, aż po Ant-Mana.
  • Dla miłośników komiksów, a szczególnie komiksów DC, mam też kolekcję świetnych tytułów tego wydawnictwa z ich linii DC Deluxe. Batman: Mroczne Odbicie, Batman: Rok Pierwszy, Justice League: Nowa Granica, a na deser Lobo: Portret Bękarta. Czego chcieć więcej?

Ale to nie koniec! Do wzięcia są jeszcze figurki POP Vinyls z bohaterami tekstu powyżej:

funko

I to wszystko w ramach globalnego rozpieszczania. 🙂

Wszystko co musicie zrobić by mieć szansę na zdobycie powyższych nagród, to… cóż, dopisać dalszy ciąg tego tekstu.

Czyli tak jak pisałem powyżej — dajcie znać, jaka marka jest Wam szczególnie bliska oraz w co powinni zrobić jej właściciele by rozpieścić jej fanów. Najlepsze propozycje zostaną skompilowane do drugiej części tego tekstu i opublikowane. Oraz oczywiście nagrodzone – możecie więc dać też znać do jakiego fandomu należycie, co ułatwi wybór nagrody. (A teraz uwaga, bo to będzie ważne.) Wasze propozycje opublikujcie pod postem dotyczącym konkursu na Facebookuznajdziecie go tutaj. Macie czas do 7 lutego 2016, wyniki natomiast pojawią się 15 lutego. Szczegóły w regulaminie konkursu, nie zapomnijcie go przejrzeć.

Powodzenia! Nie zapomnijcie dać lajka i poinformować o konkursie znajomych — im więcej Was weźmie udział w zabawie, tym większa szansa, że takie akcje będą się pojawiać tutaj częściej. Dzięki!

Łukasz Stelmach

Entuzjasta popkultury, beergeek, nałogowy czytelnik komiksów. Uwielbiam tworzyć treść w internecie i zarażać ludzi swoją pasją. Lubię mieć swoje zdanie.

Zobacz wszystkie posty