Popkultura ma niesamowitą moc — potrafi dawać siłę, inspirować i pomagać w codziennych zmaganiach z szarą rzeczywistością.

Nie jest to oczywiście żadne odkrycie, nieprzypadkowo miliony ludzi na świecie żyją przygodami fikcyjnych bohaterów, szukają tam wzorców i postaw, na których chcą się wzorować. Osobiście również uważam, że oddawanie się pasji, jaką jest konsumowanie pożeranie kultury w najróżniejszym wydaniu, to niesamowicie ważna część mojego życia — uwielbiam te wszystkie fikcyjne światy, uwielbiam uciekać do nich i szukać tam czegoś wartościowego, jednocześnie czerpiąc z tego masę rozrywki.

W związku z tym, że marka STR8 właśnie rozpoczęła konkurs #SprayYourTruth, adresowany do mężczyzn, którzy kierują się w życiu przede wszystkim swoją pasją — i oczywiście nawiązaliśmy przy tej okazji współpracę, bo zgadzam się z tą filozofią w 100% — chciałbym zaprezentować Wam moją osobistą listę 10 najbardziej inspirujących filmów i komiksów. Ta z kolei jest nie tylko dla facetów.

13001082_1700661400186408_5128649615494694956_n

Ograniczyłem się tylko do komiksów i filmów, bo jakoś tak się składa, że właśnie te sfery kultury działają na mnie najmocniej. Starałem się też, by raczej unikać oczywistych pozycji (nie szukajcie poniżej Forresta Gumpa czy Skazanych na Shawshank), wszystko po to, by ująć temat trochę… inaczej. Do tego pamiętajcie, że to bardzo subiektywne zestawienie — każdy ma naturalnie swoją wrażliwość, swoje własne doświadczenia i emocje, dlatego chcę tutaj podejść do tematu bardzo osobiście.

Oczywiście nie mam nic przeciwko, byście podrzucili swoje propozycje w komentarzach — chętnie dowiem się, jakie filmy, komiksy, gry czy książki inspirują Was. Nie zapomnijcie też na sam koniec zapoznać się z konkursem STR8, gdzie do wygrania jest szereg konkretnych nagród — info znajdziecie pod rankingiem.

Na tym kończymy ten przydługi wstęp, zaczynamy!

1

10. Deadpool

No dobra, wiem, to dość kontrowersyjna pozycja. Jakim cudem komediowa produkcja z wulgarnym i niepoprawnym politycznie najemnikiem lubującym się w krwawym pozbywaniu przeciwników znalazła się w takim zestawieniu?

Nie chodzi mi bowiem o samą treść filmu, ale tę niesamowitą historię związaną z jego powstawaniem, gdzie Ryan Reynolds, odtwórca głównej roli, razem z Timem Millerem, reżyserem, walczyli jak wilki o zielone światło dla tej produkcji, która zresztą krążyła między różnymi biurkami w Fox od jakichś dobrych paru lat. Studio nie było tym w ogóle zainteresowane, fani też niespecjalnie wierzyli, że Reynolds po kiepsko przyjętym Green Lanternie i jego roli w żenującym X-Men Origins: Wolverine (gdzie zresztą wcielił się w jakąś dziwaczną wersję Deadpoola) nie pociągnie tego projektu w dół. O ile w ogóle będzie dane mu go pociągnąć gdziekolwiek.

Udało się jednak nie tylko dostać akceptację od Foxa (i niewielki budżet), ale i wywalczyć kategorię R (która zwykle równa się porażce finansowej — patrz: Dredd 3D). Do tego film zadowolił chyba wszystkich fanów komiksowego Deadpoola, zarabiając przy okazji morze gotówki (pewnie ku zaskoczeniu włodarzy Foxa). Deadpool udowodnił więc, że jest miejsce na filmy powstające przede wszystkim z wielkiej pasji twórców oraz miłości do bohatera — jednocześnie okazało się również, że takie filmy mogą zarabiać na siebie, także dzięki naprawdę kreatywnej kampanii marketingowej. A Ryan Reynolds? Od nieudacznika kojarzonego z naprawdę okropnymi filmami superbohaterskimi, stał się prawdziwym bohaterem i twarzą tego całego sukcesu. Można? Można.

2

9. Persepolis

Persepolis jest historią o dziewczynce, a potem młodej kobiecie dorastającej w ogarniętym wojną Iranie. Przychodzi jej jednak w końcu opuścić ojczyznę i radzić sobie samodzielnie na emigracji w Wiedniu, w kompletnie innym, obcym świecie. Jak się można spodziewać, starcie kulturowe połączone ze wszystkimi przywarami okresu dojrzewania robi swoje i życie daje naszej bohaterce mocno w kość.

Brzmi dość poważnie i dramatycznie, ale choć naturalnie są w komiksie momenty naprawdę poruszające, to całość mimo wszystko w bardzo lekki i bezpretensjonalny sposób pokazuje punkt widzenia młodej osoby postawionej w tak trudnej i wymagającej sytuacji, jak życie w teokratycznym państwie czy na emigracji. I ta specyficzna, lekko infantylna perspektywa sprawia, że możemy spojrzeć na rozmaite życiowe kataklizmy z dystansu, a docierając do końca tej historii widzimy wyraźnie, że droga przez życie (a już szczególnie przez dojrzewanie) zawsze jest wyboista — a wszelkie porażki i zawody to esencjonalna jej część. I że ma takiej sytuacji, z której nie da się wyjść.

Szczególnie, kiedy orientujesz się, że ową bohaterką jest Marjane Satrapi, która dziś zbudowała sobie nazwisko na doskonałych komiksach (Persepolis jest jednym z nich) i wyjątkowo oryginalnych filmach. Ostatni z jej filmografii, Głosy, był jedną z moich ulubionych produkcji 2015 — zresztą, z niejakim Ryanem Reynoldsem w głównej roli. A to wszystko spod ręki tej niepokornej dziewczyny, która swego czasu ukrywała płyty Michaela Jacksona przed wścibskimi oczami irańskiej milicji.

Swoją drogą, pisze tutaj z myślą o komiksie, ale Persepolis zostało przerobione także na film animowany, więc jeśli nie chce się Wam przewracać kartek, to poszukajcie wersji ruchomej. W tej wersji historia wcale nic nie traci, bez obaw.

3

8. Bitch Planet #3

Bitch Planet jest wyjątkowo specyficznym komiksem — opowiada bowiem historię o bardzo silnym feministycznym wydźwięku, posługując się jednak środkami właściwymi dla nurtu exploitation, bawiąc się i parodiując seksistowską wizję świata. Niepokorne kobiety, wyłamujące się z tej patriarchalnej utopii kreowanej tu przez Kelly Sue DeConnick, zsyłane są do wielkiego więzienia, będącego jednoczenie jednym wielkim reality show.

Jedną z prominentnych bohaterek jest niejaka Penny Rolle, silna kobieta, która definitywnie nie daje sobą pomiatać. W zeszycie trzecim poznajemy jej historię oraz powody, dla których w ogóle trafiła do tytułowej Bitch Planet. Dowiadujemy się też, że jedną z metod wpojenia jej (i innym więźniarkom) do głowy nieco bardziej uległej postawy jest urządzenie nazwane Cerebral Action-Potential Integration and Extrapolation Matrix, czyli… no, lustro, mające pokazać danej kobiecie, jak cudownie by się prezentowała, gdyby była bardziej posłuszna.

Cały zeszyt buduje nam zatem do tego momentu odsłonięcia lustra i pokazania, jak wygląda idealna wersja Penny Rolle, przeplatając proces flashbackami, mówiącymi nam sporo o tej postaci. Ostatecznie okazuje się, że idealna wersja bohaterki wygląda… identycznie jak bohaterka. Ot, bohaterka zdążyła zaakceptować siebie, czuje się swietnie w swojej skórze i ma gdzieś jakiekolwiek ramy, w jakie próbuje się ją wcisnąć. Proste i skuteczne. I to jest wyjątkowo mądry i inspirujący przekaz — grunt, to żyć w zgodzie ze sobą i nie oglądać się na innych.

4

7. People vs Larry Flynt

Strasznie lubię filmy biograficzne, które opierają się na konflikcie głównego bohatera z… no cóż, całym światem. Ostatnio strasznie podobał mi się w związku z tym Trumbo z Brianem Cranstonem, ale miejsce na liście oddaję jednak filmowi, którego znam i uwielbiam już od dawna.

People vs Larry Flynt to, jak pewnie domyślą się najbystrzejsi, film o niejakim Larrym Flyncie, założycielu magazynu Hustler. Czym jest Hustler? Cóż, było to dość kontrowersyjne pismo dla mężczyzn, które w porównaniu do takiego Playboya, szło o krok dalej. Jest w tym filmie scena, która dobrze to ilustruje — kiedy Larry widzi nagą sesję zdjęciową do swojego magazynu, natychmiast podbiega i każe modelce rozstawić nogi trochę szerzej przed zawstydzonym fotografem. Jakim więc cudem film o człowieku stojącym za tego typu pismem miałby być inspirujący?

Bo niezależnie do tego, czy Flynt faktycznie był symbolem wyuzdania i demoralizował Amerykę, jego wszystkie batalie o prawo do wydawania obrazoburczego wówczas Hustlera rozbijały się najzwyczajniej w świecie o prawo do wolności słowa (plus, poza fotkami były tam też np. teksty o satyrycznym charakterze). Flynt, który pewnie nigdy nie będzie wymieniany jako wielki Amerykanin i mąż stanu, walczył jak wilk o prawo do wydawanie takiego pisma, jakie chce — ba, oddał za to prawo swoje zdrowie, będąc postrzelonym przez jakiegoś szalonego przeciwnika swoich poglądów.

I jeśli Larry Flynt znajduje w życiu wartość, o którą gotów jest walczyć za wszelką cenę, która ze zwykłego konfliktu interesów i chęci utrzymania swojego biznesu przeistoczyła się w wielką ideologiczną batalię o pierwszą poprawkę do konstytucji USA, to myślę, że każdy z nas jest w stanie znaleźć taki cel w swoim życiu.

5

6. Whiplash

Whiplash był jedną z rewelacji ubiegłego roku, filmem, który niespodziewanie zaskarbił sobie serca zarówno widzów, jak i krytyków. W życiu bym się nie spodziewał, że historia o młodym perkusiście i jego wzlotach oraz upadkach będzie mnie tak ekscytować do ostatniej sekundy, a z kina wyjdę nabuzowany jak nigdy.

Przede wszystkim jest to jednak historia o ambicjach, niekiedy prowadzących prosto do sukcesu, a niekiedy chorych i niszczących. A w zasadzie jednych i drugich naraz. Główny bohater nie tylko musi poświęcić swój czas, masę wysiłku i kondycję psychiczną, by wejść na poziom wyżej ze swoja grą, ale i nieustannie udowadniać samemu sobie, że to jest dokładnie to, czego chce. Droga do sukcesu nie jest bowiem wcale usłana różami jak na, wiecie, hollywoodzkich filmach — raczej prowadzi przez prawdziwy tor przeszkód, a wręcz ścieżkę zdrowia. Mało który film to tak dobrze pokazuje.

Whiplash mówi nam, że by być dobrym perkusistą, trzeba sobie czasem zmasakrować palce. Czasami wiąże się to tez z odstawieniem rodziny czy znajomych, totalną obsesją na tym punkcie i niekoniecznie happy endem. A czasami daje niesamowitą satysfakcję i pozwala na moment kompletnie odlecieć. I to niesamowicie oryginalne, jak filmowi udaje się zachować równowagę między jasnymi, a ciemnymi stronami niesamowitej ambicji — dzięki czemu priorytety życiowe każdego widza tez są automatycznie kwestowane. Czy masz jaja by poświęcić swojemu celowi wszystko? I czy w ogóle chcesz? Cudo.

Zrzut ekranu 2016-04-19 11.51.36

5. Amazing X-Men #13

Czytając te wszystkie komiksy z mutantami (czy nawet oglądając filmy), można łatwo zapomnieć pod tą feerią pojedynków, wybuchów i one-linerów, że chcąc-nie chcąc, w swojej esencji zawsze są to historie opierające się na grupce wyrzutków, generalnie dyskryminowanej i nielubianej mniejszości.

Kto nigdy nie czuł się wykluczony czy inny, niech pierwszy rzuci kamień, ale te komiksy zawsze miały w osobie ten element i bardzo odważnie dotykały problemu ideą dyskryminacji kogokolwiek ze względu na coś, czego nie sposób przewidzieć czy mieć na to jakikolwiek wpływ. Nic więc dziwnego, że do dziś komiksy z X-Men cieszą się całkiem niezłą popularnością, wciąż zbierając liczną grupkę fanów, regularnie chłonących te historie.

A Amazing X-Men #13 to w zasadzie esencja X-Men. Ot, jeden z fillerowych zeszytów, który jednak robi lepszą robotę niż wieloodcinkowe sagi. Poznajemy tutaj rozterki serowe Anole’a, jednego z młodszych mutantów, rezydujących w szkole prowadzonej przez Wolverine’a. Nasz bohater ma nieźle przechlapane w życiu, bo nie dość, że jest mutantem (a wiadomo, w świecie Marvela społeczeństwo generalnie ich nie cierpi), nie dość, że jest gejem, to jeszcze wygląda jak zielony elf z kamienną ręką. Mając jednak wsparcie (uwielbianego przez fanów, nawiasem mówiąc) Nightcrawlera, który sam całe życie zmagał się z ludźmi nieakceptującymi jego wyglądu niebieskiego elfa czy Northstara, który z kolei jest od dawna zdeklarowanym gejem, Anole nabiera w końcu pewności siebie i poczucia własnej wartości.

Wyjątkowo mądre słowa padają tutaj w bardzo nienachalnej i opakowanej w typowo x-menową akcję formie, a do tego wreszcie sam Nightcrawler i Northstar znajdują płaszczyznę porozumienia, co jest strasznie satysfakcjonującym akcentem. Wyszedł z tego naprawdę genialnie napisany, inspirujący zeszycik kolorowego superbohaterskiego komiksu, co dziwi tym bardziej, że za scenariusz odpowiada tutaj James Tynion IV, który do tej pory robił za tego gościa ciganiętego za uszy przez Scotta Snydera w batmanowej części DC Comics.

8

4. Life Is Beautiful

Czas na odhaczenie dwóch oczywistych pozycji — przykro mi, nie umiem sobie wyobrazić takiej listy bez nich.

Życie jest piękne to oryginalny i wyjątkowy film, poruszający trudny temat w unikatowy sposób. Historia opowiada o mającym żydowskie korzenie księgarzu Guido (w tej roli znakomity Roberto Benigni, który też napisał i wyreżyserował ten film), który najpierw opiera się rosnącej fali antysemityzmu w swoim miasteczku, a następnie trafia razem z synem do obozu koncentracyjnego. Postanawia jednak przekonać małego, że okrutna rzeczywistość dookoła to jedynie rodzaj zabawy, próbując zarazić go optymizmem i prowokować do używania wyobraźni. Wszystko oczywiście ma na celu oszczędzenie dziecku traumy po pobycie w obozie czy wręcz uniknięcie syndromu ocalonego.

Benigniemu udaje się nie tylko ukazać koszmar egzystencji w obozie koncentracyjnym w jeszcze bardziej poruszający sposób, posługując się tutaj kontrastem między tym co widzimy jako widzowie, a tym, co sam próbuje przedstawić swojemu synowi. To oczywiście robi wrażenie, ale największą wartością tego filmu jest pokazanie jak ważny jest optymizm i poszukiwanie choćby promyka nadziei w każdej, nawet najgorszej sytuacji.

Nie sądziłem, że film o Holokauście stanie się dla mnie źródłem życiowego optymizmu i pogody ducha — ale w tym tkwi właśnie magia tego filmu. Jest tak cudownie bezpretensjonalny i oryginalny, że polecam go każdemu, nie tylko na poprawę humoru. Szczególnie, że potem kariera Benigniego się mocno posypała. Ale hej, może jeszcze się odbuduje.

9

3. Rocky

Wiadomo, Rocky to jest klasyka klasyki, dlatego nawet nie wiem czy musze komukolwiek tłumaczyć, jak niesamowicie podnoszący na duchu i inspirujący to film. Historia o bokserze wziętym z nizin społecznych, który stara się udowodnić wszystkim, na ile go stać, to już tak klasyczny motyw, że bardziej się nie da. Jednocześnie surowy, niskobudżetowy (a przez to cholernie autentyczny) styl produkcji i świetna rola Sylvestra Stallone’a sprawiają, że ten film się wcale nie zestarzał.

Najciekawsze jest to, jak filmowa historia bohatera koresponduje z karierą jego twórcy, Stallone’a. W czasach pierwszego Rocky’ego, to była w zasadzie ostatnia szansa dla późniejszego Rambo, by zaistnieć w Hollywood. Udało się, sukces przyszedł i tak jak Rocky w sequelu, tak Stallone musiał zacząć radzić sobie ze sławą, popularnością i przypływem gotówki. W międzyczasie seria popłynęła w mocno przerysowane, kiczowate rejony, by po drodze wrócić do skromnych korzeni w niezbyt dobrze przyjętym Rockym V.

Po wielu latach Stallone przywykł już do roli ikony kina sprzed lat, aktora znajdującego się już raczej na końcu swojej kariery. I wtedy wrócił stary Rocky — Rocky Balboa, konkretnie. Film opowiadał o tym, jak podstarzały, żyjący przeszłością główny bohater postanawia udowodnić bliskim, a przede wszystkim sobie, że wciąż coś znaczy, wciąż ma coś do powiedzenia i pokazania, mimo swojego wieku. Podobnie jak sam Stallone. Misja zakończyła się sukcesem, produkcja spotkała się z sympatią zarówno fanów, jak i krytyki.

Nie licząc udanego Creeda (który też jest zresztą produkcją z dobrym przesłaniem), to naprawdę niesamowite, jaką drogę pokonała ta seria i jak inne, ale równie ważne wnioski można wyciągnąć z pierwszego i ostatniego filmu tego cyklu.

10

2. Ed Wood

Film Tima Burtona może nie stara się być specjalnie wiernym odtworzeniem losów tytułowego bohatera, ale na pewno oddaje esencję jego filozofii. Edward D. Wood, Jr jest uznany powszechnie za najgorszego reżysera wszech czasów. Człowiek ten masowo kręcił okropne, tanie i wybrakowane potworki, które nazywał filmami, otaczając się podobnymi nieudacznikami i dziwakami, stosując bardzo… nieortodoksyjne metody filmowania, które można by zamknąć w słowach „byle szybko” i „byle jak”.

Jakim cudem więc film o nim miałby byćc inspirujący? To proste — Burton bowiem portretuje Wooda jako artystę, całkowicie oddanego swojej pracy. Że sam reżyser Planu 9 z kosmosu był lekko stuknięty i momentami tracił kontakt z rzeczywistością? Że jego metody pracy nie miały nic wspólnego z jakimkolwiek profesjonalizmem? Że jego filmy są tak złe, że aż zabawne? Tak, tak i tak, ale co z tego? Akt twórczy to akt twórczy i jeśli w pokręconym umyśle Wooda to wszystko stawało się prawdziwą sztuką, obiektem jego niesamowitej pasji i oddania, to dlaczego mu tego odmawiać?

I to jest właśnie przesłanie, które uwielbiam w tym filmie — jeśli chcesz tworzyć, to twórz. Nie przejmuj się tym co powiedzą krytycy, nie przejmuj się reakcjami, po prostu rób to co kochasz. I grunt, żebyś ty był zadowolony ze swojej pracy. A że sztuka ma to do siebie, że nie sposób jej oceniać obiektywnie… to czyni to Eda Wooda, z jego zaangażowaniem i optymizmem, prawdziwym artystą, którego warto naśladować.

Przynajmniej tego filmowego, prawdziwy wpadł w alkoholizm i kręcił tanie porno do końca życia. Ups.

11

1. All-Star Superman

Na koniec komiks, który absolutnie uwielbiam i polecam każdemu. I obecność czegokolwiek z Supermanem w takim zestawieniu powinna być obligatoryjna, bowiem jest to bohater, który sam w sobie jest symbolem nadziei i ikoną, posągiem, do którego chce się aspirować. Oczywiście sprawia to, że wielu scenarzystom trudno jest zrobić z Supsem coś ciekawego — niektórzy wręcz przez to kompletnie oddalają się od esencji tej postaci i robią zeń jakąś dziwną antytezę czy parodię (wiecie o kim mowa).

Na szczęcie Grant Morrison doskonale wie, co czyni z Supermana tak fascynującą postać i jako jeden z niewielu potrafi przedstawić go tak, by jak na dłoni widać było te wszystkie wyjątkowe cechy. I kiedy wydaje się, że Superman jest lekko nudny przez tę swoje nieograniczone możliwości czy bycie idealnym, wzorcowym człowiekiem, przechodzi taki łysy Szkot i sprawia, że postać staje się przez to inspirująca i budząca natychmiastową sympatię. Oczywiście pomaga w tym fakt, że All-Star Superman jest wyjęty z mainstreamowego continuity i dzieje się w swoim własnym odrębnym świecie, gdzie Morrison może sobie zsyntetyzować wszystko co dla Supermana najbardziej charakterystyczne w ledwie 12 zeszytach serii, ale nie ujmuje to wcale wielkości temu komiksowi.

Mamy tu masę naprawdę ikonicznych scen, z niesamowitym momentem gdy Superman rzuca wszystko, by polecieć na dach wieżowca i tam pomóc jednej osobie, zwykłej szarej nastolatce, która chce odebrać sobie życie. Padają tam słowa, do których jeszcze sobie wrócimy. Poza tym, mamy jeszcze Supermana który potrafi współczuć, który stara się pomóc komu tylko się da, który okazuje zrozumienie nawet dla opanowanego nienawiścią Lexa Luthora, albo który wybacza okropieństwa, jakich dopuściło się dwoje innych przybyszów z Kryptonu. Żaden komiks tak pięknie i subtelnie nie pokazuje, na czym polega fenomen tej postaci i dlaczego jest z nami tak długo.

I kiedy Batman, który powstał mniej-więcej w podobnym okresie, nieustannie przechodził metamorfozy, dostosowujące go do aktualnych czasów, tak Superman niezmiennie jest tą samą opoką i symbolem wszystkiego, co w ludziach najlepsze. Trudno więc mówić o All-Star Superman jako tylko o inspirującym komiksie — ten tomik to w 100% inspiracja i motywacja do bycia lepszym. Genialna robota.

♦♦♦

Tyle ode mnie, zachęcam oczywiście do zapoznania się z powyższymi pozycjami, jeśli jeszcze nie mieliście okazji — ale też oczywiście czekam na Wasze propozycje.

Tak jak wspominałem, partnerem tego wpisu jest STR8 (a na tym się nasza współpraca nie kończy, możecie oczekiwać przynajmniej jeszcze jednej niespodzianki), który właśnie odpalił specjalną stronę konkursową — znajdziecie ją pod tym adresem: #SprayYourTruth. Wszelkie informacje na bieżąco pojawiać się będą oczywiście na fanpage STR8.

Zrzut ekranu 2016-04-19 11.48.17

Po szybkiej rejestracji, możecie tam wziąć udział w konkursie, w którym do wygrania jest tyle nagród, że nie wiem czy wystarczy mi miejsca, by je tutaj wymienić. Voucher na 5000 zł na podróż w dowolne wybrane miejsce, 3 karnety na tegoroczny Open’er, Playstation 4, aparat Nikon D3300, kamerka GoPro Hero 4… a to tylko początek, pełną listę znajdziecie tutaj.

Co trzeba zatem zrobić? Ano wykonać prostą pracę graficzną za pomocą kreatora dostępnego na stronie. Wybieracie (lub tworzycie) tło, wpisujecie tam motto, które jest dla Was ważne i dzielicie się tym ze światem. I już — stajecie do walki o te wszystkie nagrody. I nie ukrywam, sam się skusiłem by wziąć w tym udział — a że już zdążyłem się rozpływać na komiksem Morrisona, to postanowiłem, że nie wypada zatem nie użyć cytatu z tej właśnie pozycji. Dorzucając do tego paletę kolorów jak od Snydera, żeby było zabawniej.

6

I tutaj wracamy do naszej scenki na dachu — słowa Supermana wypowiedziane w kierunku Regan są oczywiście proste, ale mają naprawdę ogromną siłę, szczególnie gdy wypowiadane są przez prawdziwego pół-boga na Ziemi. Jeśli więc Superman mówi ci, że jesteś silniejsza niż ci się wydaje — to chyba coś w tym musi być, nie?

ukasz-stelmach

Zachęcam zatem od udziału w konkursie, ale obserwujcie dalej bloga i fanpage, bo jeszcze będzie się działo. 😉

Łukasz Stelmach

Entuzjasta popkultury, beergeek, nałogowy czytelnik komiksów. Uwielbiam tworzyć treść w internecie i zarażać ludzi swoją pasją. Lubię mieć swoje zdanie.

Zobacz wszystkie posty